Edukacja, technologie informacyjno – komunikacyjne
Style uczenia się i preferencje sensoryczne czyli mitologia edukacyjna (cz.1)
Wzrokowcy, słuchowcy, kinestetycy? Któż o tym nie słyszał? Popularna teoria, psychobzdura, niebezpieczny mit i udręka wielu nauczycieli w jednym. Z drugiej strony to jedno z silniej utrwalonych przekonań, jakie pokutują w polskim obiegu oświatowym. Dlaczego tak się stało przeczytasz w dalszej części artykułu
Style uczenia się, style bajerowania
Samo wpisanie w wyszukiwarce google pojęć „wzrokowcy, słuchowcy, kinestetycy” daje ponad 150 tys. zwrotnych przekierowań. Wyszukiwarka podpowiada, że znaleźć można m.in. test badający preferencje sensoryczne (o dużej „rzetelności” badawczej: odpowiadasz na 5-6 pytań i już wiesz KIM JESTEŚ), mnóstwo gotowych odpowiedzi na problemy edukacyjne (” twoja pierwszoklasistka ma kłopoty ze słuchaniem i rozumieniem nauczyciela. Wiesz już, że jest typem wzrokowca” – hm …. w sumie to rozwiązanie dużo szybsze niż odpowiadanie na 5-6 pytań testowych), podpowiedzi strategii edukacyjnych. Wszystkie łączy wiara w głęboko naukowe podstawy teorii o stylach uczenia, opartych na preferencjach sensorycznych. Znam przypadek szkoły w której zarządzono „przebadanie” wszystkich uczniów pod kątem ustalenia, która z preferencji sensorycznych jest u nich dominująca, po czym nakazano nauczycielom ułożenie planów pracy, dla każdego ucznia osobno, które uwzględniałyby strategie uczenia opierające się na modalnościach. Proszę sobie wyobrazić ogrom pracy, jaką trzeba było włożyć, by zaspokoić mitologiczne potrzeby osoby, która wszystko to sprokurowała. Interesowałem się tą osobliwością edukacyjną i wiem, że nikomu – na szczęście!, dzięki czemu zawałów w tej szkole nie było – nie przyszła do głowy myśl, by zbadać, czy preferencje sensoryczne „zdiagnozowane na wejściu” ulegają zmianie w procesie rozwoju ucznia i czy nie istnieje potrzeba modyfikacji strategii nauczania, a więc pisania nowych planów. Najlepiej raz na dwa miesiące (sarkazm).
Na początku było … NLP
Od czego to wszystko się zaczęło? W wersji uproszczonej – z pewnością od Richarda Bandlera i Johna Grindera, twórców Neurolingwistycznego Programowania (NLP). Stworzony przez nich model systemów reprezentacyjnych opiera się na wierze, że ludzie posiadają dominujący wzorzec sensoryczny (wzrokowcy, słuchowcy, kinestetycy), który nazwali modalnościąmi. To dzięki ich „odkryciu” możemy dzisiaj przeczytać w internecie „Wiele lat temu badacze odkhttp://blog.modernmechanix.com/hypnosis-can-make-you-slim/
ryli, iż istnieją trzy podstawowe style uczenia się”. Badaczy, jak widzimy, było dwóch, akcja opisywanej historii dzieje się powiedzmy „wiele lat temu”, a pomysł obu panów był taki: poprzez wieloletnie obserwacje metod pracy wybitnych terapeutów takich jak Milton H. Erickson czy Virginia Satir „wymodelować” procedury ich działania, które następnie wystarczy się nauczyć i wdrożyć, by uzyskać skuteczne efekty terapeutyczne (edukacyjne). Tworząc podstawowe założenia NLP nie zadali sobie zbytniego trudu empirycznej weryfikacji postawionych tez. Z czasem system rozrósł się i zaowocował licznymi publikacjami a także modą na NLP, opartą głównie na „famie” o wysokiej skuteczności proponowanych metod. Nie ma co ukrywać, dodatkowego smaczku dodawała inna fama:stosując metody NLP wyższą skuteczność niż w psychoterapii uzyskać można w dziedzinie manipulacji, technik marketingowych, a nawet w uwodzeniu kobiet (NLS). Kto nie słyszał o cudownych metodach hipnotycznego pisania tekstów, hipnotycznej reklamie, kotwiczeniu, o tym, że nie ma błędów są tylko informacje zwrotne, mapa nie jest terytorium i innych „nlp-tekstów”? Wyodrębnione elementy NLP zaczęły żyć własnym życiem i w ten sposób preferencje sensoryczne przywędrowały na oświatowe podwórko. Z submodalności NLP powstały style uczenia się oparte na preferencjach sensorycznych.
Naukowcy swoje … propagatorzy swoje
W 2004 r. zespół Franka Coffielda dokonał przeglądu literatury poświęconej stylom uczenia i doliczył się ich … 71 Równie dobrze zamiast dzielić uczniów na wzrokowców, słuchowców i kinestetyków można ich podzielić dla przykładu na „aktywistów”, „obserwatorów”, „teoretyków” i „pragmatyków”. A co powiecie o takim podziale uczniów: intuicyjny (intuitive), niemal-intuicyjny (quasi-intuitive), adaptacyjny (adaptative), niemal-analityczny (quasi-analytic) lub analityczny (analytic)? .Problemem jest – jak piszą autorzy „50 wielkich mitów psychologii popularnej” – że większość publikacji poświęconych stylom uczenia to teksty, które nie przeszły weryfikacji naukowej, nie były recenzowane i w zasadzie nie odwołują się do wyników rzetelnych badań. Przeglądając artykuły publikowane na stronach internetowych polskich szkół (a jest tych artykułów wbrew pozorom bardzo dużo) można wręcz wprost odnieść wrażenie, że najczęściej są tam one umieszczane metodą kopiuj-wklej, tym samym powstaje złudny, a przy okazji manipulacyjny, obraz „społecznego dowodu słuszności”. „Coś” w tym musi być, skoro wszyscy o tym piszą, prowadzą diagnozy, budują na ich bazie programy wychowawcze, dydaktyczne, publikują w sieci.
Idźmy dalej … Gregory Kratzig i Katherine Arbuthnott (2006) badając stopień przyswojenia wzrokowej, słuchowej i kinestetycznej wersji zadania nie odkryli związków pomiędzy stylem uczenia się a funkcjonowaniem pamięci. Problem leży prawdopodobnie w samych narzędziach pomiarowych,które starają się ustalić preferowany styl uczenia w oderwaniu od kontekstu. Trudno powiedzieć, w jaki sposób zweryfikowane są testy diagnostyczne używane w polskich szkołach (o zastosowanych narzędziach diagnostycznych najczęściej nie ma żadnej wzmianki). Część z nich to z pewnością kalki testów anglosaskich, inne powstają na bazie internetowych publikacji. Spójrzmy na przykład jednej z diagnoz, wysoko zresztą pozycjonowany przez wyszukiwarkę:
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy podczas odpowiadania na to pytanie, to że wolałbym najpierw, żeby ktoś mi wstępnie o tym opowiedział, następnie by dał mi czas na zapoznanie się z rysunkami, szkicami i instrukcjami a na samym końcu bym mógł w tym czołgu samemu posiedzieć. Test takich niuansów nie uwzględnia. Jak zresztą większość mu podobnych. Wybierasz A – jesteś słuchowcem, B – jesteś wzrokowcem, C – jesteś kinestetykiem. Musisz pasować do z góry zaplanowanego schematu. Jak ważna jest diagnoza wskazuje Steven Stahl z University of Georgia. Odwołując się do różnych badań, kwestionuje on samo istnienie preferencji sensorycznych właśnie dlatego, że nie ma możliwości ich dokładnego pomiaru. Dokładnego? A co z rzetelnością i logicznością – na podstawowym poziomie – pytań?
Skuteczność, a w zasadzie jej brak
Czy istnieją jakieś empiryczne dowody wykazujące skuteczność dopasowania stylu nauczania do stylu uczenia się? NIE. Wskazują na to metanalizy (a precyzyjniej mówiąc wyniki badań są wysoce niejednoznaczne, co jest prawdopodobnie konsekwencją występowania innych zmiennych wpływających na wynik kształcenia). Przeglądają przez wiele dni strony oświatowe w Polsce również nie znalazłem raportu, który starałby się wykazać, jakie były MIERZALNE efekty diagnozy uczniów pod kątem stylów uczenia, a następnie dopasowania do nich stylów nauczania. Inaczej mówiąc jaki był rezultat wielu godzin pracy nauczycieli indywidualizujących metody pod kątem preferencji sensorycznych. Godzin pracy, który można było spożytkować na przygotowanie lepszych pomocy dydaktycznych, opracowania atrakcyjniejszych scenariuszy lekcji, przeszukiwania internetu i znajdywania inspiracji edukacyjnych u innych nauczycieli czy też po prostu wzięcie do ręki dobrej książki i jej przeczytanie. Czasu marnowanego na wysiadywaniu na szkoleniach i wysłuchiwaniu neurolingwistycznych psychobzdur. O szkodliwości psychobzdury sensorycznej przekonani są m.in. Steven Pinker, profesor psychologii na Uniwersytecie Harvarda, Dorota Bishop, profesor neuropsychologii rozwojowej na Uniwersytecie w Oksfordzie, i znany neurobiolog prof. Uta Frith z University College of London, którzy wraz z 30 wybitnymi naukowcami w liście do The Guardian piszą „Nauczyciele muszą być uzbrojeni w sprawdzone metody, które są w świetle nauki skuteczne, bo inaczej tylko tracą czas i pieniądze na bezpodstawne praktyki, które nie pomagają uczniom” Czy polski nauczyciel ma czas, a polska oświata pieniądze? W dalszej części artykułu przeczytacie, że chyba mają …
Jak to jest więc z tą skutecznością? Jak piszą Krzysztof Cipora i Monika Szczygieł w artykuleNie ma przepisu na geniusza (Psychologia w szkole 3/2014)
„Naukowcy zwracają natomiast uwagę, że o wiele większe znaczenie dla skuteczności uczenia się ma kontekst motywacyjny oraz atrakcyjność przekazu. Ważne jest także wypracowanie szerokiego repertuaru strategii, które uczeń będzie mógł wykorzystywać w zależności od aktualnych potrzeb (podkreślają to np. Larry Alferink i Valeri Farmer-Dougan z Illinois State University). Liczy się też dotychczasowa wiedza ucznia i dopasowanie do niej podawanych informacji. Najlepiej, gdy prezentowany materiał jest częściowo nowy, ale jednocześnie daje uczniowi możliwość powiązania go z już posiadaną wiedzą. Skuteczną metodą jest także stosowanie szybkiej informacji zwrotnej, jak również przekaz informacji, który oddziałuje na kilka zmysłów równocześnie. „
W drugiej części artykułu przedstawię jak „style uczenia się” funkcjonują w polskich szkołach, ośrodkach metodycznych i oświatowym internecie. Bzdura będzie gonić bzdurę, a na końcu zastanowimy się czy z tego należy się śmiać, czy raczej płakać … Zapraszam wkrótce!
Pozdrawiam
Rafał Wójcik
Pan Tikczer
P.S. Przegląd bibliografii na zakończenie całości.